I znów się dałam wpuścić, znów przeczytałam parę wstępniaków o nieopłacalności górnictwa w Polsce. Myślę sobie, że się wcale nie dziwię Anglikom, że Polaków w swej masie nie lubią. Anglicy o swoje prawa pracownicze walczyli przez stulecia, walczyli mężnie, i wywalczyli. Prawo do godnej płacy. Do nadzwyczajnej stawki. Do czytelnych przywilejów dla zawodu, do pracy nie przekraczającej uprawnień czy kwalifikacji. Do równego dostępu do prawa. Polacy uciekają z własnego kraju do ich kraju, po czym wezmą cokolwiek w każdych warunkach, ciesząc się, że w ogóle mają pracę, która wystarcza na przeżycie, wyrobią 200% normy (kto nie da rady?! ja nie udźwignę?!), i śmieją się z tępych Angoli. Swoją drogą, drugim okiem podczytywałam w "Onych" Torańskiej prześliczny wywiad z Julią Minc, przedwojenną jeszcze komunistką, wdową po Hilarym, członku triumwiratu z Bierutem i Bermanem: "...- Czy pani wie, jakim upodleniem jest niemożność znalezienia pracy? Pamiętam sprzed wojny. W 1933 r. stały w Polsce kolejki bezrobotnych po zupę wydawaną w ramach zapomogi. Do tej zupy dodawano sody, żeby ona w garnku rosła i żeby ludzie byli spokojniejsi. Albo inny przykład: mieliśmy gosposię na przychodne z praniem, brała 15 złotych na miesiąc, tyle, co nic. - Nie mogliście dawać jej więcej? _ Jak to dawać? Tyle się za taką robotę płaciło, ona była szczęśliwa, że w ogóle ją miała." #antykwariatkrynki Ps Przypominam, że Torańska sporządziła jeszcze drugi cykl, pod tytułem "My", gdzie rozmawia między innymi z Balcerowiczem.Antykwariat poleca:
czwartek, 15 stycznia 2015
z życia antykwariatu...
I znów się dałam wpuścić, znów przeczytałam parę wstępniaków o nieopłacalności górnictwa w Polsce. Myślę sobie, że się wcale nie dziwię Anglikom, że Polaków w swej masie nie lubią. Anglicy o swoje prawa pracownicze walczyli przez stulecia, walczyli mężnie, i wywalczyli. Prawo do godnej płacy. Do nadzwyczajnej stawki. Do czytelnych przywilejów dla zawodu, do pracy nie przekraczającej uprawnień czy kwalifikacji. Do równego dostępu do prawa. Polacy uciekają z własnego kraju do ich kraju, po czym wezmą cokolwiek w każdych warunkach, ciesząc się, że w ogóle mają pracę, która wystarcza na przeżycie, wyrobią 200% normy (kto nie da rady?! ja nie udźwignę?!), i śmieją się z tępych Angoli. Swoją drogą, drugim okiem podczytywałam w "Onych" Torańskiej prześliczny wywiad z Julią Minc, przedwojenną jeszcze komunistką, wdową po Hilarym, członku triumwiratu z Bierutem i Bermanem: "...- Czy pani wie, jakim upodleniem jest niemożność znalezienia pracy? Pamiętam sprzed wojny. W 1933 r. stały w Polsce kolejki bezrobotnych po zupę wydawaną w ramach zapomogi. Do tej zupy dodawano sody, żeby ona w garnku rosła i żeby ludzie byli spokojniejsi. Albo inny przykład: mieliśmy gosposię na przychodne z praniem, brała 15 złotych na miesiąc, tyle, co nic. - Nie mogliście dawać jej więcej? _ Jak to dawać? Tyle się za taką robotę płaciło, ona była szczęśliwa, że w ogóle ją miała." #antykwariatkrynki Ps Przypominam, że Torańska sporządziła jeszcze drugi cykl, pod tytułem "My", gdzie rozmawia między innymi z Balcerowiczem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz